Nie odmawiając heroizmu wielu żołnierzom i oficerom konspiracji antykomunistycznej, którzy zdecydowali się walczyć o wolną i niepodległą Polskę, nie można również nie zauważyć, że powoli coraz częściej ich walka przemieniała się w jakąś okrutną karykaturę samej siebie. Zawsze podczas tego typu rajdów robiono popas w gorzelniach, o ile, rzecz jasna, takowe znajdowały się na trasie przejazdów. W rankingu najczęściej okradanych obiektów po wojnie gorzelnie bez wątpienia znalazłyby się na pierwszym miejscu, znacznie wyprzedzając stacje kolejowe i spółdzielnie rolne oraz nadleśnictwa. Z Krasiczyna ktoś donosił w liście z 29 maja 1945 r.:
Strasznie paskudne czasy. Po nocach rabunki po wsiach i po majątkach. Zwłaszcza gorzelnia boniecka pada ofiarą wciąż i wciąż. Już niezliczoną ilość litrów tego spirytusu wzięli stąd, ostatnio już odchodzą z niczym, bo już się wyczerpało",
16 marca 1947 r. grupa 30 osób, kierowana przez dowódcę o pseudonimie „Ordon", dokonała skoku na fabrykę marmolady w miejscowości Milejów w powiecie lubelskim. Po rozbrojeniu strażników zrabowano 1400 kg cukru i 30 kg marmolady.
Ofiarami żołnierzy podziemia, zarówno tych „niezłomnych do końca”, jak i „luźnych”, były nie tylko państwowe instytucje czy zakłady pracy, ale również osoby prywatne. W tym kontekście trzeba zwrócić uwagę na co najmniej dwie sprawy. Po pierwsze, na oderwanie się ludzi z lasu od życia społecznego. Prowadziło to do swoistej regresji psychologicznej, polegającej na zaniku norm społecznych. Partyzanci coraz mniej rozumieli cywilów, cywile - partyzantów. Po drugie, niezbędne jest podkreślenie, że partyzanci - tak czy inaczej - musieli liczyć na pomoc mieszkańców wsi. Podczas okupacji zwykle nie stanowiło to problemu, ponieważ grup konspiracyjnych stale działających w terenie nie było znowu aż tak wiele. Sytuacja uległa radykalnej zmianie po rozpoczęciu akcji ,,Burza". Od tej pory setki oddziałów, niekiedy potężnych zgrupowań, musiało znaleźć prowiant wśród chłopów, którzy z czasem byli coraz mniej skłonni dzielić się jedzeniem czy ubraniem z partyzantami. Ci z kolei, często głodni, zmarznięci, nieustannie zagrożeni, nie przebierali w środkach, gdy natrafiali na opór. Naturalnym zaś odruchem chłopów, gdy widzieli zbliżających się partyzantów, było jak najszybsze schowanie butów i połcia słoniny. Oto przykład: 8 sierpnia 1945 r. 13 żołnierzy deklarujących przynależność do AK przeprowadziło rewizję we wsi Poręby, w gminie Kamyk (województwo kieleckie). Zachowywali się spokojnie, bez agresji, w każdym z domostw prosząc o datek. Dopiero w razie stanowczej odmowy dokonywali rewizji, zabierając wówczas więcej, niż pierwotnie żądali. Lucjanowi Bani zabrali świnie oraz marynarkę. Bronisław Szulc dał im dobrowolnie 100 zł, 400 zł wzięli sami z kredensu. Do domu Józefa Kaczmarka wtargnęli przemocą. Zabrali dwa garnitury, 1700 zł, 20 metrów płótna oraz rewolwer. Władysław Młynek usiłował się postawić, wobec tego zabrali mu 2000 zł, skórzaną kurtkę, płaszcz, bochenek chleba, 7 butelek piwa, 20 butelek lemoniady i kilo drożdży". Tak „kulturalnie" to się jednak na ogół nie odbywało.
W historii „upadłych żołnierzy" i strachu przed nimi kluczowy okazał się rozpad struktur podziemia, swoistej sieci społecznej, z jej kontaktami i normami. Jak zwraca uwagę Rafał Wnuk, latem i jesienią 1944 r. na terenach „wyzwolonych" przez Sowietów w wyniku aresztowań i wywózek AK straciła więcej oficerów niż podczas całej okupacji niemieckiej". „Autorytet i znaczenie organizacji maleje wyraźnie z każdym dniem" - notował w swoim dzienniku pod koniec grudnia Zygmunt Klukowski. Jednocześnie odnotowywał, że: „» Bandziorka« stała się zjawiskiem powszechnym i nie widać, żeby starano się to ukrócić". Coraz więcej żołnierzy podziemia pozostawało poza kontrolą, bez żołdu i perspektyw na życie w cywilu. Wielu z nich, zwłaszcza młodych, poza umiejętnością złożenia karabinu maszynowego i jego użyciem w walce niewiele więcej potrafiło. Dlatego pozbawieni „użytecznych funkcji" wojskowi - podobnie jak to miało miejsce wielokrotnie w epoce nowożytnej - zakładali kolejne oddziały i grabili, korzystając ze słabości władzy państwowej. Z miesiąca na miesiąc stawali się też coraz brutalniejsi. Coraz łatwiej przychodziło im kogoś „uziemnić", niekiedy z błahego powodu. Coraz częściej stosowali też odpowiedzialność zbiorową, podczas okupacji nie stanowiło reguły.